Przejdź do treści

Co wydaje mi się ważne w treningu kolarskim, oprócz samego treningu

Czarno białe zdjęcie roweru szosowego na tle jeziora

Miałem ostatnio pewne przemyślenia dotyczące treningu kolarskiego. Były one o tyle nietypowe, że zastanawiałem się co jest ważne w treningu oprócz samego treningu. Oczywiście istnieje wiele czynników poza treningowych, które mają wpływ na nasze adaptacje, jak chociażby dieta, czy poziom naszej regeneracji

Niemniej jednak ja w tym tekście chciałbym skupić się na czymś zupełnie innym, mianowicie odpowiednim nastawieniu do całego procesu treningowego. Przemyślenia te były wynikiem moich własnych doświadczeń, które to właśnie do nich doprowadziły

Zauważyłem również, że zbyt często przywiązywałem wagę do drobnych szczegółów dotyczących treningu, a całkowicie zapomniałem o rzeczach zupełnie podstawowych, które to okazywały się znacznie bardziej istotne, aniżeli bardzo drobne szczegóły. Przykładem takiego myślenia w moim przypadku było na przykład przesadne zastanawianie się czy mój trening jest spolaryzowany, a może nie. Zastanawiałem się czy aby na pewno spędzam 90% czasu na treningu (piszę 90%, ze względu, że te mityczne 80% odnosiło się raczej do jednostek treningowych, a nie koniecznie czasu) poniżej pierwszego progu mleczanowego, a 20% powyżej CP. Niemniej po czasie już wiem, że analizowanie tego aż tak dokładnie jak to robiłem, nie jest w sumie aż tak bardzo potrzebne, bo na przykład akurat w tym względzie zauważyłem, że to nie jest takie proste, że jak uzyskamy określoną dystrybucję intensywności, to automatycznie staniemy się mocni. Natomiast to jest tylko jeden przykład tego jak często myślałem i tak naprawdę nadal się na tym łapie

Dlatego chciałem spojrzeć na proces treningowy jak najbardziej “z góry”, jak najbardziej ogólnie i postarać się dotrzeć do takich rzeczy które leżą w sumie u podstaw osiągania sukcesu w sporcie, ale też w każdej innej dziedzinie życie (czy mi się udało – na pewno nie, ale do czegoś to doprowadziło, czym chciałbym się podzielić)

Myślę, że jest to o tyle ciekawe, że raczej nie przeczytamy, nie obejrzymy czy nie usłyszymy zwykle o tych rzeczach, w różnych materiałach dotyczących samego sportu, a wydają mi się one dosyć istotne. Ale też jest to dla mnie osobiście nietypowe bo do napisania tego artykułu nie wykorzystywałem prawie żadnych badań naukowych, a zwykle sięgałem do nich bardzo często 

Poniżej znajduje się zatem lista rzeczy, które wydają mi się ważne w treningu kolarskim, choć bezpośrednio nie są z nim związane

Natomiast nie trzeba się ze mną zgadzać, to jest tylko moja opinia wynikająca z doświadczeń i treści, na które się natknąłem, ale mam nadzieję, że mimo wszystko znajdzie się coś w tym tekście co będzie dla Ciebie pomocne lub interesujące

Drugą kwestią, że to co piszę jest trochę hipokryzją, bo większości z tych rzeczy sam nie jestem w stanie wprowadzić w życie (jedynie po części), niemniej rozwinę jeszcze ten temat na końcu tekstu

Skupianie się na procesie, a nie na celu

Często mówimy o naszych celach. Mamy wyznaczone różne cele, chcemy je osiągać, ale w praktyce to różnie wychodzi, niemniej cały czas mamy w głowie ten cel. Z kolei słuchałem kiedyś podcastu Richa Rolla, gdzie przeprowadzał on wywiad z Jamesem Clearem, autorem książki “Atomowe Nawyki” i James zaznaczał, że w sumie to większość ludzi przypisuje zbyt wielką wartość wyznaczonym celom i jak zauważył, one paradoksalnie nie są aż tak ważne jak mogłoby się to nam wydawać (https://youtu.be/s9uDVVWN_ZE)

Jest to nieco zaskakujące, ale szczerze mówiąc dla mnie teraz ma już duży sens, dlatego postaram się wyjaśnić tak jak potrafię o co chodzi. To nie jest tak, że z cele same w sobie są złe. One są bardzo potrzebne, żeby wyznaczać nam kierunek działania. Musimy najpierw wiedzieć co robić, żeby to robić. Oczywiście może pojawić się problem, że my te cele wyznaczymy sobie w nieodpowiedni sposób. To już jest ekstremalny przykład, ale powiedzmy, że naszym celem byłoby na przykład wygranie Tour de France w rok od rozpoczęcia treningów

To jest wyolbrzymione, ale taki cel może prowadzić tylko do rozczarowania (jeśli w ogóle bylibyśmy tak naiwni, żeby wierzyć że to się uda), ale pokazuje to, że obranie na przykład przesadnie ambitnego planu, niejako od razu skazuje nas na porażkę. Także też może być też tak, że same cele są przez nas źle odbierane

Ale uważam, że jest tutaj znacznie większy problem, aniżeli błędy w obieraniu celów, mianowicie przesadne skupianie się na celu, zamiast skupianie się na samym procesie, samej drodze do jego osiągnięcia

To jest niebezpieczne z tego względu, że gdy będziemy zbytnio przywiązani do celu który sobie obraliśmy, to wszelkie od niego odstępstwa będą jawiły się nam jako porażki. Jeśli będziemy widzieć, że nie zmierzamy w dobrym kierunku to zaraz będzie wzbudzać to w nas niepokój i będzie prowadzić do rozczarowania

Kiedyś oglądałem filmik Piotra 'Szmexy’ Tomaszewskiego (teraz już niestety nie pamiętam w którym to było filmie) na temat odchudzania, w którym Piotr zaznaczał właśnie, że jeśli chcemy zrzucić kilogramy, to nie ma co bardzo często stawać na wagę, bo jak zobaczymy, że nie chudniemy, to zaczyna się zaraz panika, a może coś źle robimy, a może nasza dieta jest do kitu, a może to, a może tamto. Ale to wszystko odwodzi nas od osiągnięcia celu, bo zamiast właśnie skupić się na tym, żeby jeść zdrowiej, mniej kalorii, na samym procesie prowadzącym do osiągnięcia celu, to skupiamy się na tym czy chudniemy, a jak nie to zaraz pojawia się w nas pewnego rodzaju niepokój. I paradoksalnie ten niepokój, odwodzi nas od osiągnięcia pierwotnego celu

Podobny przykład mogę podać ze swojego własnego doświadczenia. Kiedyś jak zaczynałem trenować to moim celem było zostanie zawodowym kolarzem, co mogło się wydawać trochę absurdalne dla innych, bo praktycznie zawsze byłem tym najgorszym, niemniej miałem taki cel, którego oczywiście nigdy nie osiągnąłem. Później przerodziło się to bardziej nie w zostanie zawodowym kolarzem, a raczej chęć osiągnięcia prawie tak dobrej wydolności jak kolarze zawodowi będąc amatorem. I wyznaczyłem sobie taki cel – 400 W przez 20 min (tego też oczywiście nie udało mi się zrobić XD, ale wszystko przedemną). Niemniej mimo wszystko i tak chciałem dobrze jeździć na wyścigach, więc o wyniki też chodziło

Natomiast w moim przypadku było tak, że przesadnie skupiałem się na osiąganiu tego celu. I tak jeśli było wszystko dobrze, to dobrze. Gorzej zaczynało się wtedy gdy napotkałem jakąkolwiek przeszkodę. Jeśli źle poszło mi na wyścigu, od razu miałem doła psychicznego przez parę dni, forma przestawała rosnąć, od razu zaczynała się panika. Na przykład w pewnym momencie bałem się już patrzeć na tętno podczas interwałów, bo wiedziałem już, że jeśli jest ono niższe przy tej samej mocy to znaczy, że prawdopodobnie wydolność jest wyższa, a jeśli patrzyłem na tętno podczas treningów to cały czas myślałem, czy jest niższe, czy nie jest niższe, a jak nie było niższe to już od razu wpadałem w panikę, że trening nie działa. Tak samo wystarczyło, że poszedł mi źle jeden trening i już miało to wpływ na to jak czułem się psychicznie i od razu panika, że cały trening, który wykonuje jest do bani

I zamiast skupiać się na procesie treningowym, to skupiałem się tylko i wyłącznie na efektach, jestem bliżej celu czy nie jestem, a jak nie byłem to od razu budziło to we mnie niepokój, frustrację i niezadowolenie. Ale robiłem to po prostu w sposób przesadny

To co pomogło mi w tej kwestii to rozpoczęcie współpracy z trenerem, bo przestałem już tak bardzo się tym przejmować, bo to kto inny planował i analizował moje treningi, a ja je po prostu wykonywałem i aż tak przesadnie sam tego nie analizowałem. Nie miałem też już na kogo zrzucać winy, że trening nie działa, bo o ile wiem, że jest to na tyle skomplikowane zagadnienie, że nie mogę oczekiwać, że ktokolwiek na tym świecie posiada wiedzę, która mogłaby zapobiec temu, że czasem trening po prostu nie będzie skuteczny, dlatego nigdy w życiu, nie miałbym do kogoś pretensji, że powiedział mi co robić, ale to nie wyszło, to jednak tego nie odnosiłem do siebie, a raczej jak mi nie szło to myślałem od razu, że jestem głupi, że jestem nieudacznikiem, że nic nie potrafię, ale to jest niedorzeczne myślenie w kontekście tak skomplikowanego zagadnienia jakim jest trening wytrzymałościowy, bo ten poziom skomplikowania po prostu mnie przerasta. W takim sensie, że jest to na tyle trudne i skomplikowane, że nie powinienem tak reagować na porażki, bo to nie są porażki w takich banalnie prostych rzeczach

Natomiast realnie rzecz biorąc, to jeden nieudany wyścig, nie oznacza, że za jakiś czas nie pojedziemy udanego, jeden nieudany trening nie oznacza, że za parę dni nie będzie lepiej, a to że w danym momencie forma spada, to nie znaczny, że za jakiś czas nie wzrośnie, dlatego zbytnie skupianie się na chwilowych efektach z treningu, na tym czy w danym momencie jestem bliżej celu, działało na mnie wręcz destrukcyjnie

Jako, że studiowałem najpierw marketing, później zarządzanie, to chciałbym teraz zahaczyć o metodę wyznaczania celów SMART, bo cały czas mówiono nam o niej na zajęciach (https://mfiles.pl/pl/index.php/Zasada_SMART)

SMART to skrót od:

  • Specific – specyficzny;
  • Measurable – mierzalny;
  • Achievable – osiągalny;
  • Relevant – istotny;
  • Time-bound – określony w czasie.

Jak podaje strona mfiles, przykładem takiego celu może być na przykład wzrost sprzedaży o 20% w trakcie trwania kampanii marketingowej w okresie styczeń-czerwiec 2017

W kontekście kolarstwa celem wyznaczonym za pomocą tej metody może być “osiągnięcie mocy 20 min na poziomie 320 W do czerwca 2024 roku” (chociaż w kontekście treningu wytrzymałościowego ten cel już wydaje mi się na tym etapie absurdalny) 

Cytując encyklopedię zarządzania:

“Program celów powinien określić kamienie milowe, które muszą być osiągnięte z dokładnymi ramami czasowymi. W praktyce cele są często zbyt ogólne, niejasne i często niedokładnie określone. Tak słabo wyznaczone cele powodują brak rezultatów”

Autorzy piszą, że gdy wyznaczone cele są zbyt ogólne, to właśnie tak wyznaczone cele powodują brak rezultatów. Niemniej sugeruje to trochę, że cele same w sobie zapewniają rezultaty, a nie robienie tego co do nich prowadzi. Można wyznaczyć sobie właśnie cel – 320 W, czerwiec 2024. Ten cel jest specyficzny, mierzalny, osiągalny (załóżmy, że w przypadku tej hipotetycznej osoby jest jak najbardziej osiągalne), istotny i określony w czasie. Ale jeśli ten cel teoretycznie wyznaczony jest w dobry sposób, to powinien on zapewniać rezultaty, czyli nawet bez treningu dało by się wypracować tym celem 320 W, a jednak tą moc wypracowuje się poprzez trening, a nie cel. To proces prowadzi do tego, a nie cel sam w sobie

A z drugiej strony można interpretować to tak, że trzeba wyznaczać tak cele, żeby na pewno były rezultaty. Wtedy moglibyśmy sobie wymyślić cele, które zawsze osiągniemy i zawsze będą rezultaty, ale nigdy nie doprowadzi to do rozwoju

Dlatego można się ze mną nie zgadzać, ale ja osobiście uważam, że ogólne cele są jak najbardziej dobre, a nawet lepsze, niż takie bardzo szczegółowe

Podam tutaj kolarski przykład. Załóżmy, że wyznaczamy sobie cel – “zająć pierwsze miejsce w wyścigu X 14.05.2023”. Jest to główny najważniejszy dla nas wyścig w sezonie. W wyścigu A idzie nam źle i odpadamy z peletonu. Cel nie został osiągnięty, porażka. Powoduje to wielkie rozczarowanie i frustrację, bo nie poszło nam w wyścigu, w którym chcieliśmy aby nam poszło. Ale okazuje się, że za miesiąc w wyścigu Y idzie nam bardzo dobrze i wygrywamy. Ale możemy już sobie wtedy pomyśleć, no fajnie dobrze nam poszło, ale to na tamtym wyścigu chcieliśmy dobrze pojechać, a nie na tym. Ale czy jednak to jest mniejszy sukces? Oczywiście cel nie został osiągnięty, ale tak naprawdę został osiągnięty inny

Ja zauważam, że tak samo jak w sporcie i w życiu nie jest tak jak my chcemy, tylko jest jak jest i często dostajemy od życia różne rzeczy, ale nie zawsze te, które byśmy chcieli. I jeśli za bardzo jesteśmy sfokusowani na jakimś konkretnym bardzo sprecyzowanym celu, to nawet jak coś się nam uda, ale w nieco inny sposób niż to zakładaliśmy, to możemy przegapić, że był to sukces

Dlatego moim zdaniem ogólne cele nie są takie złe, bo nie precyzują dokładnie tego co chcemy osiągnąć i dlatego jak osiągniemy coś w zupełnie innym czasie, w zupełnie inny sposób niż zakładalibyśmy to w bardzo konkretnie sprecyzowanym celu, to i tak ten cel zrealizujemy, bo jest on znacznie bardziej pojemny

Bo biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo nieprzewidywalną rzeczą jest to jak zareaguje nasz organizm na zastosowany trening, wyznaczenie zbyt precyzyjnego celu tak naprawdę od razu spisuje nas na porażkę, bo prawdopodobieństwo, że osiągniemy go w takiej formie jak sobie to założyliśmy jest bardzo niskie

Moim zdaniem bardziej ogólne cele pomagają właśnie przestać skupiać się aż tak bardzo na ich osiąganiu, a bardziej na samym procesie do nich prowadzącym. Bo na przykład obecnie pomyślałem, że moim celem w kontekście sportu mogłoby zostać po prostu stawanie się lepszym, nic więcej. I z takim podejściem skupiam się na tym żeby po prostu trenować i doskonalić ten proces, jak mi coś nie wyjdzie to wyciągam wnioski jak to naprawić, ale nie myślę, ok to ile watów mi brakuje do tych 400, czy tętno spada przy tej samej mocy, o nie przez ostatnie 2 miesiące moc 20 min wzrosła o tylko 10 W, a nie 15 W

Natomiast przy takim ogólnym celu, nieważne kiedy to nastąpi, nie ważne jak, gdy uda mi się coś poprawić w treningu, jak będę mocniejszy czy znajdę sposób jak zajmować lepsze miejsca na wyścigach, to będzie dobrze. Nie ważne czy wygram ten wyścig czy inny, nie ważne jest też to czy teraz zacznę osiągać sukcesy, bo może to nastąpi dopiero gdy będę startował w starszych kategoriach wiekowych

Wydaje mi się, że to zdejmuje presję związaną z osiąganiem precyzyjnych założeń, bo u mnie osobiście taka presja na realizację tych założeń była paraliżująca. Natomiast większe skupianie się na samym procesie, a nie celu wprowadza może nie tyle luz, ale spokój do treningu, a myślę, że w takim stanie o wiele łatwiej jest maksymalizować swoje wyniki sportowe. Wydaje mi się, że taki ogólny cel spełnia swoją funkcję, bo wyznacza nam kierunek, w którym chcemy podążać, a jak już wiemy co robić, to możemy po prostu zacząć to robić

Myślę też również, że do celów nie ma co za bardzo się przywiązywać, w tym sensie, że raczej nie powinniśmy trzymać się ich kurczowo, ale je korygować i zmieniać. Po drodze sytuacja potrafi się bardzo zmieniać, to też i cele mogą się do niej przystosowywać

Pomimo, że tekst ten miał nie dotyczyć samego treningu, to chciałbym tutaj jeden taki wątek przytoczyć. Kiedyś byłem zwolennikiem bardzo częstego wykonywania różnych testów mających na celu określenie obecnego poziomu wydolności. Na przykład comiesięczne wykonywanie testów 20 min, albo częste wykonywanie testu LSCT, który opisałem w tym tekście

Natomiast teraz widzę pewne wady takiego rozwiązania, bo o ile pozwala ono na częste monitorowanie postępów, to może właśnie prowadzić do to tego, że za bardzo będziemy przywiązywali wagę do efektów, będzie budziło to w nas niepokój i doprowadzi do wybierania pochopnych decyzji, np. od razu przewrócić cały wykonywany przez nas trening do góry nogami, zacząć robić kompletnie co innego, a może gdybyśmy dali sobie jeszcze trochę czasu, to okazałby się on skuteczny. I właśnie może prowadzić to do nadmiernego skupienia na samych efektach treningowych, a nie na procesie

Bo raczej w sytuacji gdy zbyt bardzo się skupiamy się na efektach, tracimy szerszy obraz rzeczywistości, a tak naprawdę w kontekście budowania formy w kolarstwie jest to bardzo długotrwały proces i wymaga długotrwałego myślenia. Tak jak wspominałem wcześniej, to że akurat w danym momencie nam nie poszło, to wcale nie oznacza, że nie zacznie nam wychodzić za jakiś czas

Znam też dwa przykłady kolegów, którzy zauważyli, że u nich jest tak, że trenują, trenują, trenują i nic się nie dzieje – nie widać efektu. A nagle z dnia na dzień stają się ewidentnie mocniejsi, mają niższe tętno przy tej samej mocy, łatwiej im utrzymać tą samą moc co kiedyś. I jeśli następuje to tak skokowo, to za wcześnie wykonując test może okazać się, że wcale nie było tak, że to trening był nieskuteczny, a po prostu trzeba było jeszcze trochę na efekty poczekać

Ale też są pewne tego granice, bo jak nie widzimy efektu przez długi czas, to po prostu oznacza, że robimy coś źle i trzeba by poszukać rozwiązania tego problemu

Warto też zauważyć tutaj, że nie można brać pod uwagę tylko jednego wskaźnika wydolności, bo one mogą wzrastać niezależnie od siebie (Pickering i Kiely, 2018). Na przykład moc 20 min może nie wzrosnąć, ale za to wzrośnie moc na pierwszym progu mleczanowym, więc i tak będziemy lepsi, a patrząc tylko na 20 min moc, możemy dojść do przekonania, że trening nie działa

Jednak wracając do głównego wątku mianowicie do częstotliwości testów, to ja w zasadzie lubię takie podejście aby wykonywać je tylko wtedy gdy czujemy, że na pewno jest lepiej, bo osobiście to ja czuje ewidentnie na treningach kiedy jestem w formie, a kiedy nie. Natomiast to też może wynikać z lat treningu, przez co jestem w stanie to zauważać. Niemniej wydaje mi się dobrym pomysłem aby np. 20 min test FTP zamiast co miesiąc, wykonywać co dwa

Lepiej nie chcieć za bardzo

Czasem jest tak, że jak za bardzo czegoś chcemy, to wychodzi nam to jeszcze gorzej niż gdybyśmy nie starali się w ogóle. Mogę podać tutaj swój przykład. Moim hobby jest produkcja muzyczna. Jeśli bardzo chciałem zrobić jak najlepszy utwór jaki tylko potrafię, to okazywało się, że wychodziło z tego gówno okrutne. A jak robiłem to na luzie, bez żadnej spiny, tak po prostu, to osiągałem lepszy efekt

Tutaj jest filmik w języku angielskim, który nieco to wyjaśnia:

Niemniej udało mi się też znaleźć materiał w języku polskim:

Wiem już, że to akurat nie jest jakaś uniwersalna prawda życiowa, bo na przykład gdy o tym myślałem, to gdyby tak było w 100%, to cokolwiek by się chciało osiągnąć, to by nam to nie wychodziło, a wychodziłyby tylko rzeczy, których nie chcemy, ale tak nie jest

Każdy kolarz, który wygrał Tour de France na pewno tego bardzo chciał, bo to jest chyba największe marzenie jakie można sobie wyobrazić w kontekście kolarstwa. No i jakoś wygrywali, a mimo wszystko bardzo tego chcieli

Wszyscy znamy historię Primoza Roglica – skoczka narciarskiego, który stał się jednym z najlepszych kolarzy na świecie. W artykule na stronie TVP Sport, autor zaznaczył właśnie, że Primoz zawsze chciał być najlepszy w sporcie, a jako, że uznał w pewnym momencie, że skoki (ale na decyzję zapewne miał też wpływ jego upadek) nie są w stanie mu tego zapewnić, to zmienił dyscyplinę (mam nadzieję, że nie przekręcam nic w tej historii)

Tak samo oglądałem w tym roku jakiś losowy fragment etapu Giro. Nie pamiętam nawet jaki to etap co się tam działo,w każdym razie utkwiło mi tylko w pamięci jak Adam Probosz przedstawiał historię Primoza (chyba przytaczał jakiś artykuł, tak mi się wydaje) i właśnie komentator powiedział tam, że Słoweniec jasno zaznaczał że bardzo chciał być najlepszy w kolarstwie, ale nikt mu wtedy jeszcze w to nie wierzył

Natomiast to pokazuje też, że żeby stać się w czymś naprawdę dobrym, to z pewnością trzeba tego bardzo chcieć, bo inaczej po prostu możemy nie wytrzymać trudów tej drogi i przedwcześnie się poddać. To by było trochę niedorzeczne, gdyby w rzeczywistości działo się inaczej. W czym tkwi zatem problem?

Wydaje mi się, że chodzi tutaj o zachowanie pewnego balansu, tak jak w poprzedniej sekcji. O ile wyznaczanie celów jest jak najbardziej dobre, to przesadne do nich przywiązanie może okazać się destrukcyjne. Tak samo jak trzeba czegoś chcieć żeby to osiągnąć, to jednak nieodpowiednie podejście może nas od tego odwodzić

I uważam, że to się łączy bezpośrednio ze zbytnim przywiązywaniem się do efektów, osiągania celów, a nie procesu. Bo jeśli przesadnie będziemy chcieli coś osiągnąć, to będziemy zbyt mocno przywiązani do celu i efektów, a zbyt mało do procesu, który do tego prowadzi

Moim zdaniem jeśli przesadnie podchodzi się do tego co chcemy osiągnąć, jest równoznaczne z przesadnym nastawieniem na celu, wprowadza w nas to niepokój o osiągane efekty, przez co paraliżuje w działaniu

Też można tutaj przykład w kontekście zawodów sportowych. Często mówi się, że zjadła kogoś presja, albo nie wytrzymał psychicznie. I moim zdaniem jest to powiązane właśnie z tym, że np. za bardzo chce się wygrać i zamiast skupiać się na procesie prowadzącym do wygranej, następuje paraliż w kontekście tego czy uda się w ogóle to zrobić

Natomiast w samym treningu, gdy przesadnie będziemy chcieli coś osiągnąć, czy to poziom wydolności czy wyniki na wyścigach, to będzie zwykle prowadziło to dużego poziomu niepokoju, prawdopodobnie frustracji i może wprowadzić to nas w błędne koło myślenia, które doprowadzi do tego, że zamiast stawać się lepszym, paradoksalnie będzie odwiedziło nas od tego celu

Cierpliwość

Natknąłem się kiedyś na krótki film z udziałem popularnego w ostatnim czasie trenera bokserskiego – Zbigniewa Raubo:

Może się to wydawać jakąś kolejną mową motywacyjną, która nic nie wnosi, ale moim zdaniem zupełnie tak nie jest i tkwi tutaj bardzo istotna prawda

Jak zauważa trener, gdy sam zaczynał przegrał pierwszych 8 walk. Ile osób by się już dawno po tym poddało? Ale jego trener mimo wszystko mówił – będzie dobrze. I też drugą ważną kwestią poruszaną przez trenera Raubo jest fakt, że jedna osoba zdobędzie tytuł po 5 latach inna po 15

I jeszcze raz nawiązując do słów trenera – tego nie da się zrobić na jutro. Proces budowania wydolności jest po prostu procesem długookresowym. Zawsze łatwo patrzeć jest na przykłady zawodników, którzy osiągnęli bardzo wysoką wydolność w bardzo krótkim czasie. Na myśl często mogą przychodzić tutaj Remco Evenepoel albo Primoz Roglic, którzy zmienili sport i w bardzo krótkim czasie osiągnęli wielkie sukcesy w kolarstwie. Ale to jest wyjątek od reguły, a osoby te są po prostu ewenementami w świecie sportu. W zdecydowanej większości przypadków tego tak szybko nie da się zrobić

Trzeba na samym początku mieć już świadomość, że zbudowanie wysokiej wydolności może potencjalnie zająć nawet lata. Bo inaczej po bardzo krótkim czasie, po pojawieniu się pierwszych porażek czy trudności będziemy się załamywać i potencjalnie może to wręcz doprowadzić do tego, że poddamy się przedwcześnie. Natomiast świadomość tego, że to jest długotrwały proces przynajmniej po części może wprowadzić w nas więcej spokoju i nawet jak nie będziemy od razu osiągali sukcesów, to zawsze z tyłu głowy będzie taka myśl, że spokojnie, tego przecież nie da się zrobić na jutro – przynajmniej mi takie myślenie pomaga w momentach gdy jest źle

Ale z drugiej strony trzeba mieć świadomość tego, że dochodzenie do wysokiego poziomu wydolności zajmować może zajmować bardzo, bardzo dużo czasu. Bo jeśli tego nie wiemy, to wtedy gdy nie osiągamy efektów w krótkim czasie, a widzimy, że inni je osiągają, to rzeczywiście łatwo jest się poddać, nie wiedząc tego, że być może gdybyśmy poświęcili jeszcze trochę czasu, to te efekty w końcu by się pojawiły

Natomiast podobnie jak zaznacza to trener Raubo w innym wywiadzie (https://youtube.com/shorts/JDWtsnQ0JIw?feature=share) brak cierpliwości zabija talenty, prowadzi do tego, że wiele osób zbyt wcześnie się poddaje

Tutaj mogę podać taki przykład, że w Polsce bardzo wielu zawodników kończy swoją przygodę ze sportem nawet już po zakończeniu kategorii junior. I podobnie wielu zawodników z którymi sam startowałem czy też kolegów z klubu w pewnym momencie zaprzestało treningów (chociaż po czasie być może do nich powrócili)

Niemniej jednak to, że nie osiągamy dobrych wyników w juniorach, nie oznacza, że takich wyników nie zaczniemy osiągać w przyszłości. Tak samo, to że nie jesteśmy mocni teraz nie oznacza, że tacy nie będziemy za jakiś czas. I zastanawiam się co by było gdyby osoby, które przedwcześnie zakończyły swoją przygodę ze sportem nie poddały się i nadal trenowały, bo być może w późniejszym czasie w końcu zaczęłyby one osiągać dobre rezultaty

Tutaj też podam taki może nietypowy przykład, ale ostatnio jeden z producentów – GridKiller wydał album i w jednym utworze padają takie słowa (https://youtu.be/mHBwP5AONPE) (znaczy jest to pewnie samplowany fragment jakiejś mowy motywacyjnej, niemniej spodobały mi się te słowa). W wolnym tłumaczeniu z języka angielskiego jest to – ból jest tymczasowy, może trwać 1 min, dzień albo nawet rok, ale w końcu minie i zastąpi go coś innego, jednak jeśli się poddamy, to będzie on trwał wiecznie

I to można to trochę odnieść do sportu. Porażki mogą trwać kilka miesięcy, rok, a nawet lata, ale istnieje możliwość, że w końcu zacznie nam wychodzić, ale jeśli przestaniemy trenować, to już jest pewne, że nam się nie uda

Ale to ma też drugą stronę medalu. Nie możemy zakładać, że nawet jak będziemy wystarczająco cierpliwi i będziemy odporni na te wszystkie pojawiające się po drodze porażki, to na pewno osiągniemy dokładnie to co chcielibyśmy osiągnąć. Oczywiście jak przestaniemy trenować w ogóle to jest 0% szans na to, że osiągniemy cokolwiek, ale nawet jak będziemy to robić to wcale nie ma 100% pewności, że osiągniemy bardzo dobre rezultaty. Bo wydaje mi się, że to też jest niebezpieczne myślenie, które prowadzić może do takiego ostatecznego załamania, bo może okazać się tak, że poświęcimy na coś lata swojego życia, ale wciąż nie osiągniemy tego co chcielibyśmy osiągnąć

Kiedyś kolega na studiach zapytał się mnie czy ciężko jest wygrać wyścig kolarski. Ja się tak na niego popatrzyłem i mówię, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. I w tym kontekście oglądałem kiedyś prezentację profesora Louisa Passfielda, w której omawiał wyniki jednego z przeprowadzonych przez siebie badań (https://youtu.be/iUuwBfXDlTs, 17:10)

Generalnie podsumowano tam wyniki kolarzy z 25 najbardziej prestiżowych wyścigów w ciągu roku (wielkie toury, wiosenne klasyki itp.) na przestrzeni lat 1980-2014. Przeanalizowano to jak często i jak dużej grupie kolarzy udaje się zajmować miejsce w pierwszej dziesiątce na tych wyścigach

Okazało się, że 78% wszystkich kolarzy zawodowych, których te dane dotyczyłe, nawet nie to że nie wygrywa żadnego prestiżowego wyścigu, ale nigdy nie zajmuje tam miejsca w pierwszej dziesiątce na przestrzeni całej swojej kariery. Istniała też bardzo mała grupka kolarzy, którzy miejsce w pierwszej dziesiątce zajmowali bardzo często

To co chcę przez to pokazać, to fakt, że naprawdę bardzo mały ułamek wszystkich osób uprawiających kolarstwo osiągają naprawdę wybitne osiągnięcia w sporcie. Dlatego prawdopodobieństwo, że my też tacy będziemy jest raczej bardzo niskie i dlatego właśnie nie możemy z góry zakładać, że staniemy się wybitnymi sportowcami, bo to są pojedyncze przypadki. Myślę, że warto  mieć tego świadomość aby nie nakładać na siebie zbyt wygórowanych oczekiwań, które mogą okazać się niemożliwe do spełnienia

Ale nie możemy też myśleć, że w ogóle po co to robić jak i tak prawdopodobieństwo, że będziemy wybitnymi sportowcami jest niskie, bo takie myślenie też do niczego nie doprowadzi, natomiast znów bardziej widzę tu problem w zbyt wielkim przywiązaniu do samych celów i efektów, a zbyt małym do samego procesu

Bo o ile nie można być pewnym, że będziemy osiągać wybitne rezultaty, to można być prawie pewnym, że jeśli wystarczy nam cierpliwości, to coś uda nam się poprawić w treningu, czy to zwiększymy swoją wydolność, czy też nauczymy się lepiej jeździć w peletonie, podszkolimy taktykę, co pozwoli na zajmowanie lepszych miejsc na wyścigach. Więc praktycznie prawie na pewno staniemy się lepsi, ale tego, że będziemy w tym wybitni, to tego nie możemy zupełnie zakładać

Dlatego jeszcze raz to zaznaczę, wydaje mi się, że lepiej jest się skupiać na procesie treningowym, samej drodze do osiągnięcia celu, a nie na celu samym w sobie

Ale tutaj chciałbym zaznaczyć, że jest jeden sposób, który zwiększy prawdopodobieństwo tego, że osiągniemy spektakularne wyniki, bo można robić coś w czym nie jesteśmy dobrzy, nie mamy predyspozycji do tego i będziemy rzeczywiście w tym lepsi

Mogę podać tutaj swój przykład z liceum. Jestem po prostu ułomny z matematyki, ale byłem na mat-fize i jakoś udało mi się zdać to liceum, co prawda na samych dwójach, ale zawsze. Pisałem nawet rozszerzoną matematykę i chyba miałem 44%. Nie ważne w każdym razie chodzi o to, że przez to, że się uczyłem matematyki to rzeczywiście się poprawiłem w tym w czym byłem bardzo słaby, ale ja i tak nadal byłem słaby. Choćbym nie wiem co robił, ile wysiłku bym nie poświęcił, to i tak by nic nie dało, to by nie dało nic (nawet jakby Mariusz Pudzianowski był pierwszy w kulach)

Z kolei gdybym poświęcił na coś do czego mam predyspozycje ten sam wysiłek, to stałbym się w tym bardzo dobry. Niby często się mówi – walcz ze swoimi słabościami i to Ci pomoże, ale jak się nie ma do czegoś predyspozycji, to choćby nie wiem co, to i tak koniec końców osiągnie się mierny rezultat. Dlatego moim zdaniem nie ma co ze sobą walczyć, tylko wykorzystywać swoje mocne strony i sprawiać, że będą one jeszcze mocniejsze

W kontekście kolarstwa można podać taki przykład. Ktoś jest ewidentnym sprinterem, a prze na siłę w stronę tego, że chce jeździć po górach. Oczywiście zdecydowanie jest w stanie poprawić swoje umiejętności jazdy po górach, ale i tak nie będzie miał szans, z osobami, które mają odpowiednie predyspozycje i do tego wykonają tą samą ilość pracy na coś w czym są dobrzy

Dlatego wydaje mi się, że warto jest dobrać tak dyscyplinę kolarstwa, aby była ona jak najbardziej zbliżona do naszych predyspozycji, tego w czym czujemy się być najlepsi

To też może być długotrwały proces. Nie od razu jest się w stanie powiedzieć w czym jesteśmy najlepsi, w czym czujemy się dobrze. Ale podam tutaj przykład YouTubera, którego może nie regularnie, ale śledzę już od wielu lat – Tyler’a Pearce’a aka Vegan Cyclist

W filmie dokumentującym jego wygraną w mistrzostwach USA na dystansie Ultra, Tyler na początku zaznaczył, że spróbował wszystkich odmian kolarstwa jakie w ogóle były możliwe do spróbowania, a mimo wszystko i tak zawsze osiągał średnie rezultaty. Natomiast przez tą całą drogę znalazł on to w czym jest naprawdę w stanie pokazać co potrafi, a okazały się tym być wyścigi na dystansie ultra (https://youtu.be/Fmba_SW94m8)

I wydaje mi się, że to jest dosyć istotne aby znaleźć coś takiego, co czujemy, że jest dla nas, mamy do tego pewne predyspozycje i robienie tego ma duży potencjał do osiągania dobrych wyników

Na przykład być może nie umiemy dobrze jeździć w grupie, a nasze umiejętności sprinterskie są marne, ale jesteśmy za to w stanie utrzymywać wysoką moc przez długi czas, dlatego być może wtedy lepszym pomysłem jest skupianie się na czasówkach albo górzystych wyścigach (o ile jesteśmy w stanie zjeżdżać) niż na płaskich wyścigach. A być może triathlon jest czymś co byłoby dla nas odpowiednie

Z drugiej strony może właśnie brakuje nam wydolności w stosunku do innych zawodników lub zawodniczek, ale za to umiemy znakomicie jeździć w grupie, mamy wysokie umiejętności taktyczne i przez to jesteśmy w stanie konkurować z o poziom lepszymi zawodnikami na płaskich wyścigach

Inny przykład, to gdy posiadamy znakomitą technikę jazdy w terenie, to możemy to wykorzystać np. w wyścigach MTB. A być może tak jak dla Tylera, wyścigi Ultra są czymś w czym będziemy sprawdzać się najlepiej

Oczywiście znalezienie w kolarstwie czegoś co nam najbardziej odpowiada i mamy do tego pewne predyspozycje może zająć wiele czasu, ale gdy już to znajdziemy, to warto iść właśnie w tym kierunku, a nie starać się na przekór wszystkiemu stawać się lepszym w czymś do czego nie jesteśmy stworzeni

Odporność na porażki i nieustępliwość

Kiedyś na studiach mieliśmy takie zajęcia o nazwie “Zarządzanie Wiedzą” (skądinąd mój ulubiony przedmiot jaki kiedykolwiek miałem w życiu, i jeden z nielicznych, które w ogóle mnie zaciekawiły na studiach) i na jednych zajęciach Pan Doktor powiedział o historii jakiegoś człowieka, który osiągnął sukces. Nie pamiętam o kogo dokładnie chodziło, ale nie to nie jest najistotniejsze

W każdym razie zapytano tego człowieka kiedyś jak on to zrobił, że osiągnął sukces. On odpowiedział nic niezwykłego. Ja po prostu zostałem sam, bo wszyscy inni już dawno odpuścili

Sens tej opowieści był taki, że aby stać się w czymś bardzo dobrym, to nie ma opcji, po drodze trzeba doświadczyć ogromnej ilości porażek, a tylko nielicznie są w stanie to wytrzymać, bo większość osób jak zacznie im nie wychodzić to się podda, ale żeby stać się w czymś naprawdę dobrym, to trzeba to jakoś przetrzymać

Dlatego moim zdaniem temat odporności na porażki jest bezpośrednio związany z cierpliwością. Bo trzeba być naprawdę cierpliwym i ponadto pokornym, aby być w stanie znosić momenty w których nam nie wychodzi

Ale w kontekście kolarstwa znoszenie porażek jest bardzo trudne, bo ja ze swojego doświadczenia zauważam, że w kontekście tego sportu doświadcza się nieproporcjonalnie więcej porażek, aniżeli sukcesów

Na przykład ja startuje w wyścigach od 8 lat. Przez ten czas wystartowałem w bardzo dużej ich liczbie – wygrałem jeden. Miejsce w pierwszej dziesiątce zdarzyło się tylko kilka razy. Ale większość wyścigów kończyłem na jakimś bardzo odległym miejscu, a DNFy to można liczyć w dziesiątkach

Jest to bardzo frustrujące. Mój kolega ze studiów mówił zawsze, że granie w CSa jest frustrujące, a ja mu wtedy powiedziałem – Piotrek, to nie jest wcale frustrujące w porównaniu do trenowania kolarstwa. Szczerze mówiąc, to w życiu nie spotkałem się z bardziej frustrującą rzeczą aniżeli właśnie uprawianiem kolarstwa

Człowiek się stara, poświęca na to bardzo dużo czasu, a później i tak nic z tego nie wynika. Najgorsze jest jednak to, że w kontekście kolarstwa nie zawsze jest tak, że im więcej się pracy w to wkłada, tym jest się lepszym, nie zawsze jest tak, że najmocniejszych zawodnik wygrywa wyścig i nie jest tak, że im więcej się wie o treningu, to jest się w stanie tą wiedzę przełożyć na osiągane wyniki

Oczywiście odpowiednio wysoka objętość treningowa i odpowiednio wysoki poziom obciążeń treningowych jest potrzebny do osiągania dobrych wyników. Niemniej jednak jeśli z tym przesadzimy, to po drugiej stronie czeka na nas przetrenowanie – sytuacja, w której to pomimo, że robimy coraz więcej to stajemy się coraz gorsi

Druga sprawa to fakt, że nie da się przewidzieć adaptacji organizmu do danego treningu wytrzymałościowego, a to dlatego, że powszechnie obserwuje się zjawisko występowania różnorodności do tego samego programu treningowego (np. Astorino i Schubert, 2014, albo klasyczne badanie HERITAGE – Bouchard, 1999, ale przykładów jest bardzo wiele). Oznacza to, że zwykle jest tak, że ten sam trening wywołuje różne efekty u różnych osób. I niczym niezwykłym jest też to, że nie przynosi on żadnych efektów

I jeśli będziemy wykonywali trening, który nie jest dostosowany do naszej indywidualnej charakterystyki (a dowiedzieć się jaki jest dopasowany, to w zasadzie możemy jedynie stosując metodę prób i błędów), to będzie to prowadziło to do sytuacji, której to robimy coś robimy i robimy, a to nie ma żadnego efektu, w ogóle nie działa

Jeszcze inna kwestia, to fakt, że często najmocniejszy wcale nie wygrywa. Nie pamiętam gdzie to przeczytałem, ale wydaje mi się, że to były słowa Joe Friela (jeśli się mylę, to przepraszam), w każdym razie chodziło o to, że wyścigów kolarskich nie wygrywa ten kto potrafi utrzymywać jak najwyższą moc, ale paradoksalnie jak najniższą i wciąż przejechać wyścig. Chodzi tutaj o to, że w wyścigach ze startu wspólnego, umiejętnie jadąc w peletonie i podejmując odpowiednie decyzje taktyczne, można zaoszczędzić parędziesiąt watów, a zaoszczędzoną energię można użyć w takim momencie, który pozwoli na zajęcie dobrego miejsca

Na przykład ja ostatniego wyścigu nie ukończyłem nawet w peletonie (https://www.strava.com/activities/9240671744), ale gdy sobie porównałem swoją moc przez pierwsze 30 min wyścigu, z zawodnikiem, który ukończył w peletonie i zajął miejsce na pudle w swojej kategorii, to okazało się, że musiałem wygenerować 50 W więcej przez ten czas, a nawet nie ukończyłem wyścigu. Ale to pokazało mi jak istotna jest umiejętna jazda w peletonie, bo można być mocniejszym od innych, a i tak zająć odległe miejsce. Z drugiej storny można też zaoszczędzić ogromną liczbę watów 

Niemniej muszę powiedzieć, że ja naprawdę nie umiem jeździć w grupie (jeżdżę po tyłach, jadę 1 m za innym zawodnikiem, puszczam koło, zawsze gonię peleton), także ja jestem już trochę ekstremalnym przykładem tego jak nie należy jeździć, ale nie w tym sensie, że stwarzam jakieś niebezpieczeństwo, albo wywracam siebie czy innych, tylko po prostu, że tracę zawsze niepotrzebnie ogromną ilość energii

Ale te wszystkie rzeczy, o których przed chwilą napisałem, oddziaływują bardzo źle na psychikę. Jeśli coś robimy, to oczekujemy rezultatów, a czasem jest tak, że bardzo się staramy, a stajemy się jeszcze gorsi. Możemy być najmocniejsi w całym peletonie, a i tak zajmiemy słabe miejsce na wyścigu

I to są najbardziej frustrujące rzeczy w kolarstwie. Bo jeśli trenuję mało i jestem słaby, ok jestem w  stanie to w pełni zaakceptować. Jeśli jestem słaby i dlatego mi nie idzie na wyścigu, no spoko mógłby być mocniejszy ale jest jak jest. Ale jeśli poświęca się dużo czasu i energii na trening, a on nic nie daje, jest się mocnym, ale to też nie ma żadnego przełożenia na wynik, to naprawdę jest już ciężkie do zaakceptowania i radzenia sobie z tym

Może zabrzmi to dziwnie, ale kolarstwo jest na tyle niewdzięcznym sportem, że jego charakterystyka jest tak skonstruowana, że po prostu wręcz bardzo zachęca do tego żeby się poddać i dalej tego nie robić

Oczywiście jak jest dobrze to jest dobrze. Jak komuś od początku wychodzi, widzi zawsze efekty, nie czuje frustracji, to wtedy jest bardzo łatwo być cierpliwym i być odpornym na jakieś pojedyncze porażki, z którymi się spotka. I w takim wypadku to nie ma większego problemu żeby dojść bardzo daleko w sporcie. Problem jest jednak taki, że w zdecydowanej większości przypadków to nie jest tak różowo i zwykle nic tutaj gładko nie idzie

I dlatego to nie jest wcale przypadek, że tyle osób kończy swoją przygodę ze sportem przedwcześnie. Tak jak podałem tutaj przykład, że często już nawet po juniorze wielu zawodników odwiesza rower na kołek, ale to wcale nie jest tak, że jeśli ktoś się podda szybko to jest słaby czy coś takiego. To wcale nie jest tak, bo tutaj to ze względu na to jak to funkcjonuje, jak ten sport jest skonstruowany, to czasem jest tak, że wszystko może być przeciwko danej zawodniczce czy zawodnikowi. Ja dlatego wcale się nie dziwię, że wiele osób poddaje się przedwcześnie, bo to jest po prostu szalenie trudne żeby się nie poddać i dlatego to nie jest żaden wstyd jeśli się tak stanie. Myślę, że trzeba być znacznie silniejszą osobą, w momencie gdy pod względem sportowym jest się słabszym, a to daltego żeby przetrwać te wszystkie porażki i się nie poddać, od osoby, której od początku wychodzi i dojdzie ona na szczyt sportu

Niemniej jednak ze względu na to, że kolarstwo jest tak podatnym zajęciem na ponoszenie porażek, to warto jest przynajmniej po części wyrobić w sobie odporność na nie, żeby po prostu to wszystko wytrzymać i nie poddać się. Bo może być tak, że gdy będziemy nieustępliwi i porażki nie doprowadzą do tego, że się poddamy, to w końcu będziemy w stanie osiągać bardzo dobre rezultaty, ale tak jak zaznaczyłem w sekcji dotyczącej cierpliwości – nie możemy zakładać, że na pewno nam się wszystko uda, tak jakbyśmy tego chcieli

Słuchałem kiedyś podcastu, w którym wystąpił Michael Crawley, autor książki “Out of Thin Air. Running Wisdom and Magic from Above the Clouds in Ethiopia” (https://youtu.be/3OInPE69L0E)

Generalnie została ona napisana po 15 miesięcznym pobycie autora w Etiopii oraz treningu z tamtejszymi biegaczami. Cały podcast był dla mnie bardzo ciekawy, ale w kontekście samych porażek, przykuła moją uwagę jedna rzecz

Autor zauważył bowiem, że tamtejsi biegacze mają zupełnie inne nastawienie do nich, niż większość osób. Gdy nie pójdzie im na zawodach, to podchodzą do tego tak jakby kompletnie nic się nie stało, nie ma to na nich żadnego oddziaływania. Są w takiej sytuacji twardzi jak skała i od razu czekają po prostu na następne zawody. Tak samo było na treningach. Zawsze za nimi jechał bus, który zbierał zawodników, którzy nie dawali rady. Jak ktoś miał zły dzień, to po prostu wsiadał do busa, ale w ogóle nie narzekał, że mu nie idzie. Oni byli wręcz ślepi na te wszystkie porażki w tym sensie, że nie miały one nad nimi żadnej kontroli, nie dyktowały tego jak się czują psychicznie, nie dołowały ich w żadnym względzie

Z kolei ja mam zupełnie odwrotnie. Zwykle sromotne porażki negatywnie wpływają na to jak się czuję psychicznie, mam po nich doła przez jakiś czas i było kilka takich momentów w moim życiu, że już prawie całkowicie się poddałem

Dlatego też podejście tamtych biegaczy mnie zadziwia, że są aż tak odporni psychicznie. Natomiast myślę, że po pewnym czasie i ponadto wiedząc to, że żeby do czegoś dojść to trzeba być odpornym na porażki, to w pewnym stopniu udało mi się być na nie bardziej odpornym i mniej to już na mnie oddziałuje (ale nie jestem w stanie tego wyeliminować, to cały czas się pojawia). Na przykład aż tak bardzo nie denerwuje się już jak kiedyś jak mi nie pójdzie na wyścigu

Natomiast paradoksalnie porażki są dla nas pozytywne, ale to można zobaczyć tylko z perspektywy czasu. Na przykład nie było w moim życiu ani jednej takiej sytuacji (nie tylko w sporcie), gdzie coś co na początku wydawało mi się porażką, później nie okazywało się w pewnym sensie pozytywne. Na przykład miałem jechać na wymianę studencką do Portugalii, ale nie pojechałem, bo wystąpiło ogromne zamieszanie w dokumentach, kilka pomyłek i się nie udało. Ale jednej koleżance się udało pojechać i jak za jakiś czas opowiedziała mi jak tam było “fajnie”, i po tej opowieści bardzo się cieszyłem, że nie pojechałem

I tak samo jest w kontekście kolarstwa. Na podstawie tych wszystkich najgorszych porażek, tych po których czułem się najgorzej psychicznie, po których prawie się poddałem, byłem w stanie się wiele nauczyć

Tak samo jak w przypadku tego opisywanego przeze mnie wcześniej wyścigu, którego nie ukończyłem. Ja niby zawsze wiedziałem, że jazda dobra technika jazdy w peletonie jest ważna, bo pozwala zaoszczędzić dużo energii. Ale to zawsze było, no tak, tak, dobra, rzeczywiście tak jest, ale nie docierało to do mnie

Ale jak poczułem to na własnej skórze, jak dostałem przez to ostro po dupie, to dopiero wtedy uświadomiłem sobie – no rzeczywiście coś jest tutaj na rzeczy, trzeba by coś zmienić w tej kwestii

Mówi się często, że najlepiej to uczyć się na błędach, ale cudzych. No niby coś w tym jest, ale jak się samemu tych błędów nie doświadczy to nigdy to do człowieka nie dotrze. Na przykład ja zawsze wiedziałem, że jak się będzie się stosować za dużo intensywności w treningu to można się przetrenować, to wynikało właśnie z błędów innych. Ale czy to było dla mnie nauczką? No tak średnio. Nie zatrzymało mnie to przed robieniem interwałów 5 razy w tygodniu, na prawie każdym treningu i dopiero jak sam się przez to przetrenowałem, to pomyślałem, kurde chyba jednak jest coś na rzeczy

Największe porażki najbardziej obnażają nasze słabości i pokazują co robimy źle. Bo gdy jest wszystko w normie, to nigdy nie będziemy w stanie zauważyć co robimy źle, a sromotna porażka może nam to uświadomić

Dlatego pomimo, że tak szalenie ciężko jest sobie z nimi radzić, to jednak porażki da się przekuć sukces, bo w nich zawsze tkwi jakaś nauka, tylko musimy po prostu to zauważyć i tą naukę wykorzystać do tego, aby w przyszłości lepiej sobie radzić. Ale to też nie ma co się łudzić, że uczenie na błędach jest łatwe i że aplikacja tego co się z nich nauczyliśmy do praktyki jest bezproblemowa

Patrząc na ten temat z nieco innej strony, myślę też, że jakby to dziwnie nie brzmiało, ale do tego, że nam nie wychodzi też da się po części przyzwyczaić. Znów powrócę tutaj do mojej nieciekawej przygody z matematyką w liceum

Praktycznie za każdym razem miałem jedynkę ze sprawdzianu, a później jakoś ledwo poprawiałem na dwóję. I na początek było to dla mnie dołujące, bo inni nie uczyli się nic i mieli same piątki, a ja się uczyłem i jeszcze chodziłem na korepetycje i za każdym razem ledwo dwója

Ale po pewnym czasie zacząłem się do tego przyzwyczajać, bo tak było za każdym razem i tych porażek było na tyle dużo, że w pewnym momencie zacząłem mieć na to przysłowiowe wyjebane

Uświadomiłem to też sobie trochę w kontekście kolarstwa. Inne osoby, czy to rodzina czy znajomi pytali mnie często – jak poszło na wyścigu? A najczęstszą moją odpowiedzią było, że źle. A oni zawsze takie zdziwienie, że jak to mi poszło źle?! 

I mnie to za każdym razem strasznie irytowało, bo nie dość, że byłem zdenerwowany, że mi nie poszło, to oni jeszcze dolewali oliwy do ognia. Bo to zawsze było jeszcze z takim wyrazem, że jak to, jak może mi pójść źle na wyścigu, z takim wyrzutem wręcz. I sobie pomyślałem – dlaczego oni zakładają, że jak startuje w wyścigu to musi mi pójść dobrze

Pomyślałem sobie, że to jest przecież niedorzeczne, skoro w większości wyścigów w jakich startuje idzie mi źle

I w tamtym momencie uświadomiłem sobie, że fakt, że idzie mi źle na wyścigu jest tak naprawdę normą, a z kolei fakt, że idzie mi dobrze na wyścigu to jest rzadki wyjątek od reguły. I paradoksalnie ta świadomość mi nieco pomogła, bo teraz już wiem, że niedorzecznym myśleniem jest nastawianie się, że na wyścigu pójdzie dobrze, bo prawdopodobieństwo, że tak się stanie jest nikłe. A jak się aż tak bardzo nie nastawia, że będzie dobrze, to człowiek nie ma wygórowanych oczekiwań i porażki bolą mniej

Ale najśmieszniejsze jest to, że kIedy tego w ogóle nie oczekiwałem, to mi właśnie wychodziło. Na przykład jak wygrałem ten jeden wyścig (https://www.strava.com/activities/1752203952/analysis), to jak ja stanąłem na starcie, to nie miałem żadnych aspiracji, że mi pójdzie dobrze, w ogóle tego nie oczekiwałem, a się udało. Z kolei gdy miałem nastawienie, że pójdzie mi dobrze, to zwykle szło mi właśnie bardzo źle

Ale w kontekście odporności na porażki jest jeszcze jedna kwestia. Warto być na nie odpornym, ale nie można być nie nie ślepym. Bo można by mieć takie podejście, że całkowicie się ignoruje wszelkie porażki, zostawia się je za sobą, nie wyjdzie to idzie się dalej (nie wiem czy trochę jednak nie było tak z tymi Etiopskimi biegaczami). Bo wtedy oczywiście może i się nie poddamy, może nie będzie nas to dołować, ale jak będziemy na nie ślepi, to możemy być również ślepi na to co robimy źle

Bo jeśli cały czas nam nie wychodzi, przez długi okres nic się nie zmienia nie poprawia, to może oznaczać, że robimy coś fundamentalnie źle. I wtedy odporność na porażki i cierpliwość zupełnie nic nie da, bo możemy robić coś przez całe życie, ale jeśli to nie będzie działało, to na koniec okaże się, że poświęciliśmy ogrom czasu i energii, a to do niczego nie doprowadziło

Dlatego o ile pewien stopień odporności na porażki jest pozytywny, bo pozwoli nam nie dawać się kontrolować przez porażki i nie będą one w stanie wpływać na to jak się czujemy psychicznie i co o sobie myślimy, to jednak całkowite ignorowanie porażek, nie pozwoli nam na wyciągnięcie z nich wniosków. A wnioski te właśnie mogą posłużyć nam do tego, że w przyszłości będziemy mogli stawać się lepsi

Skupianie się na sobie

W czasach mediów społecznościowych patrzymy na innych. Jaki mają dom, status, majątek, co osiągnęli w życiu, jak wygląda ich ciało. Patrzymy na nich i porównujemy to z sobą. Myślimy, nie mamy tyle pieniędzy, jak to mówił trener Raubo – dwóch żon, Mercedesa. Nie wyglądamy tak dobrze, nie mamy takich mięśni i przez to wszystko czujemy się przez to gorsi. Ale czasem możemy zupełnie zapomnieć o tym, co mamy my, a oni tego nie posiadają

W kontekście sportu mamy z kolei Stravę. Przeglądamy to, patrzymy na innych jakie osiągają wyniki i jaki trening wykonują. I zaczyna to na nas oddziaływać

Z jednej storny, gdy widzimy, że ktoś jest mocniejszy od nas, to czasem wprowadza to w nas pewnego rodzaju niepokój, trochę zazdrości. Bo czemu on może, a ja nie. Najgorzej jest wtedy gdy widzimy, że ktoś mniej się stara, wykonuje mniej treningu, a i tak jest od nas lepszy. To jest bardzo frustrująca sytuacja, ale tak jak zaznaczyłem wcześniej, niestety nie jest zawsze tak, że najmocniejszy jest ten, który wykonuje najwięcej pracy

Z drugiej strony patrzymy na trening, którzy wykonują inni i zaraz myślimy, że może zrobimy coś źle, może powinniśmy robić to samo co oni, skoro są mocniejsi od nas

Natomiast obie te kwestie wydają mi się nieco problematyczne

Kiedyś myślałem, że jeśli ktoś jest mocniejszy ode mnie to oznacza, że ja jestem głupszy, czułem się gorszy od tej osoby, wpływało to na poczucie mojej własnej wartości, tak jakby wyniki sportowe świadczyły o wartości danego człowieka. Działało to na mnie destrukcyjnie, bo cały czas przyglądając się na innych, myślałem a czemu ja jestem taki słaby, muszę pewnie coś zmienić w treningu i to wychodziło z tego takie samo błędne koło jak w przypadku nadmiernego przywiązania do osiąganych celów i efektów. Tylko tam się porównuje obecną sytuację, z celem do którego dążymy, a tutaj porównujemy siebie z inną osobą

Niemniej teraz już wiem, że porównywanie siebie z innymi osobami w kontekście sportowym nie jest do końca uzasadnione. Gdyby to zależało tylko od tego ile pracy wkładamy w to wkładamy, to rzeczywiście porównywanie siebie z innymi miałoby sens, bo moglibyśmy zobaczyć czy aby przypadkiem za mało się nie staramy. Ale tak nie jest

Pierwsza kwestia – predyspozycje genetyczne. Jak to mawia mój kolega – jak ktoś ma talent, to żeby do tyłu jeździł na rowerze, to będzie miał progres. I coś w tym jest, bo jeśli ktoś ma określone predyspozycje i włoży w trening trochę pracy, to będzie bardzo mocna

Ale czy to zależy od tejże osoby, że posiada ona takowe predyspozycje? No nie do końca. To jest kwestia szczęścia, że się z nimi urodziła. Więc czasem może być tak, że to tylko kwestia losu, że ktoś jest mocniejszy od nas. My na to nie mamy żadnego wpływu

Niezbyt się na tym znam, ale obejrzałem kilka filmików dotyczących stoicyzmu. I to co mi się w nich spodobało, to fakt, że zaznaczono tam, że nie można przejmować się rzeczami na które nie mamy żadnego wpływu, a powinniśmy się skupiać na tym na co mamy wpływ

I w tym kontekście można to odnieść dwojako. Po pierwsze istnieje wiele czynników, które mogą mieć wpływ na efekty osiągane z treningu wytrzymałościowego (np. genetyka, nasz wiek, to gdzie pracujemy, jak wygląda nasze życie, ale też to czy inni zażywają doping), ale nie mamy na to większego wpływu, lub ten wpływ jest mały. Więc to jaki poziom wydolności uzyskamy nie zależy tylko od tego nad czym mamy wpływ. A z drugiej storny nie mamy żadnego wpływu na to co inni robią, jaki poziom wydolności uzyskają i czy sprzyjają im warunki na które nikt nie ma wpływu

Natomiast to na co mamy wpływ, to nasz trening i to co my robimy, a nie inni. Dlatego myślę, że lepiej jest skupić się na swoim treningu, na własnym rozwoju. Nie patrzeć tak bardzo na to co osiągają inni, ale skupić się bardziej czy my jesteśmy w stanie stawać się lepszymi

Nie ukrywam jednak, że takie podejście (szczególnie w czasach, w których żyjemy) jest bardzo trudne do implementacji i realizacji. Niemniej jednak uważam, że większe skupianie się na naszym własnym procesie treningowym, może uchronić nas nie tylko przed wszelkimi problemami natury psychicznej, ale również w końcowym rozrachunku sprawić, że staniemy się lepsi od tych innych, od tych na których kiedyś zwracaliśmy tak wielką uwagę

Natomiast to dlaczego uważam, że tak naprawdę nie ma co patrzeć na to jaki trening wykonują inni wynika z wcześniej przytaczanego zjawiska występowania różnorodności adaptacji do treningu wytrzymałościowego

Jeśli i tak nie możemy mieć żadnej pewności, że to co robią inni będzie korzystne u nas, to być może lepiej poświęcić jest więcej czasu na poszukiwanie tego co akurat w naszym przypadku się sprawdza, a nie koniecznie patrzeć na to co robią inni, bo u nas może to w ogóle nie zadziałać

Nie bazowanie na motywacji

W swoim życiu toczyłem i nadal toczę nierówną walkę z prokrastynacja. W pewnym momencie nie byłem w stanie zmotywować się do robienia dosłownie czegokolwiek. I ta walka doprowadziła mnie do przekonania, że nie ma czegoś takiego jak silna wola, bo ona raczej jest słaba i nie da się bazować cały czas na motywacji, bo ona raz się pojawia, a potem znika, a robić rzeczy trzeba zawsze, niezależnie od tego czy się nam chce czy nie

Kiedyś natknąłem się na taki film motywacyjny z Michaelem Phelpsem, w którym to w wybitny pływak stwierdził, że gdy przygotowywał się do największych zawodów, to przez przynajmniej 100 dni w ciągu roku nie chciało mu się robić zupełnie nic, nawet wstawać z łóżka, a mimo wszystko wstawał i szedł na trening (https://youtu.be/6wbSaAIOdYY, 0:25). Zaznaczył on również, że to jest właśnie cecha odróżniająca tylko dobrych od wybitnych, to że robią oni rzeczy nawet wtedy gdy zupełnie nie chcą tego robić 

I ten przykład pokazuje, że żeby być w czymś dobrym, to nie można robić tego tylko wtedy gdy nam się chce, gdy mamy tą motywację, ale trzeba robić to niezależnie od motywacji

Ale w tym czy się nam chce, czy też nie występuje jeden wielki paradoks. Problem ten przedstawił z kolei Andrew Kirby w jednym ze swoich filmów (https://youtu.be/OgKhXzcS70w). Generalnie autor zauważył, że jest tak, że nie ma żadnego problemu aby zmotywować się do wykonywania czynności, które cechują się natychmiastową gratyfikacją. Natomiast problem zaczyna się w momencie gdy próbujemy wykonywać wszelkie czynności, które cechują się odroczoną gratyfikacją. Czyli bardzo łatwo jest scrollować Instagrama przez cały dzień, a trochę ciężej wyjść na trening

Kolejny problem to fakt, że czynności, które cechują się natychmiastową gratyfikacją, w większości przypadków mają na nas negatywny wpływ w dłuższej perspektywie czasowej. Ich wykonywanie jest łatwe i przyjemne w tym momencie, ale często zupełnie nic nie zmienia i nic nie wnosi

A z kolei wykonywanie wszelkich czynności, które mają na nas pozytywny wpływ w dłuższej perspektywie, zawsze wiąże się z mniejszą lub większą trudnością. Bardzo trudno jest znaleźć motywację do ich realizacji i wiąże się to często wręcz z przełamywaniem pewnej bariery, ale te właśnie czynności mają pozytywny wpływ na naszą przyszłość

Natomiast to jest właśnie wielki paradoks. Bo na przykład skoro chcę stawać się lepszym kolarzem, to dlaczego ciężko jest zmotywować się mi do treningu, skoro tak bardzo chcę to osiągnąć. Powinienem raczej właśnie bardzo chętnie wsiadać na rower i wręcz nie móc się doczekać kolejnego treningu, bo to kolejny mały kroczek, który będzie w stanie doprowadzić mnie do celu

Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Często zdarza się tak, że nie chce mi się w ogóle jechać na trening i zaczynam wtedy to odkładać na później – zaczyna się moja wielka prokrastynacja. Czasem potrafiłem przez 1,5 h patrzeć na wpięty w trenażer rower, żeby pojechać na 1,5 h trening i cały czas znajdowałem jakieś inne zajęcie, bo czułem opór przed wykonywaniem tego. Czasem było tak, że tak odkładałem trening na później, że już było tak późno, że nie zrobiłem go wcale

Natomiast wydaje mi się, że tak po prostu skonstruowany jest nasz organizm, bo zauważam, że podobnie doświadczenia jak ja mają też inni ludzie, w takim sensie, że paradoksalnie działa w ten sposób, że nasz własny umysł odwodzi nas od osiągania tego co checmy osiągać. Bo trzeba zauważyć jedną rzecz. No pain, no gain, nie da się osiągnąć niczego w jakiejkolwiek dziedzinie, bez wykonywania trudnych rzeczy, po prostu trzeba je robić. Ale nasz organizm wydaje się bardzo nie lubić ich robić, pomimo, że są dla nas korzystne, a skłania nas raczej ku robieniu tego co sprawia krótkotrwałe przyjemności

To, że nie mamy motywacji, nie chce się nam czegoś robić, to siedzi tylko w naszej głowie. To nasz umysł jest w ten sposób skonstruowany, że tworzy pewne bariery przed wykonywaniem pewnych czynności. Trzeba pamiętać, że czasem fakt, że nie mamy motywacji i się nam nie chce, może być spowodowany realnym zmęczeniem fizycznym, lub psychicznym, tylko problem jest taki, że ja zauważam, że w większości przypadków opór przed wykonywaniem pewnych czynności, występuje u mnie wtedy gdy nie jestem wcale zmęczony. A więc siedzi to wtedy tylko w moim umyśle i ten sam umysł, dzięki któremu mogę tworzyć wiele znakomitych rzeczy w życiu, potrafi mnie ograniczać i skłaniać ku działaniu, które jest dla mnie destruktywne

Natomiast po przesłuchaniu jednego z podcastów z neurobiologiem Andrew Hubermanem (https://youtu.be/SwQhKFMxmDY), wydaje mi się, że rzeczywiście coś jest z tym na rzeczy, mianowicie, że to nas organizm sprawia, że często brakuje nam motywacji do wykonywania pewnych czynności, że to on stawia nam te bariery

Ale przecież nie jest też tak, że w ogóle nie jesteśmy w stanie się przełamywać gdy nam się nie chce. I właśnie tutaj wchodzi w grę motywacja. Nie wiem do końca jak ją można zdefiniować, ale wydaje mi się po prostu, że jak ona jest, to opór przed wykonywaniem trudnych dla nas czynności jest bardzo niski i wszystko idzie gładko. Nie ma większego problemu z rozpoczęciem ich wykonywania. Z kolei gdy tej motywacji nie ma, to bardzo ciężko jest się nam przełamać

I dlatego właśnie, że ona właśnie raz jest, a raz jej nie ma, to nie do końca możemy przynajmniej polegać w procesie treningowym. Bo systematyczność w treningu jest sprawą kluczową. Dlatego nie możemy trenować tylko gdy mamy motywację. Bo wtedy raz będziemy trenować, a raz nie

Natomiast wydaje mi się, że istnieją różne sposoby, dzięki którym możemy łatwiej przełamywać się w momentach, w których się nam najbardziej nie chce. A tak jak zauważył Michael Phelps, robienie rzeczy nawet wtedy gdy nie do końca tego chcemy jest tym co odróżnia tylko dobrych od wybitnych

Pierwsze narzędzie to wiedza, a w tym przypadku wiedza o tym, że taki opór przed wykonywaniem trudnych, ale pozytywnych dla nas czynności, występuje i jest on czymś co nas blokuje. I jedynym sposobem, żeby ten opór przełamać, jest zrobienie czegoś na siłę i mimowolnie. I później co dziwne (przynajmniej ja tak mam) ta trudna czynność nie jest taka trudna w trakcie wykonywania, to tylko po prostu bardzo trudno jest ją zacząć robić, a później jakoś to idzie 

Tylko są tutaj jest pewien problem. Po pierwsze sama wiedza nie pozwala na zmianę zachowania. Wszyscy wiedzą, że palenie szkodzi zdrowiu. Czy jednak ta wiedza hamuje ludzi przed paleniem? Absolutnie nie. I tak samo tutaj, fakt, że my wiemy, że ten opór warto jest przełamać, zrobić coś na siłę i później będzie lepiej, a na koniec to już w ogóle będziemy czuli satysfakcję, że to zrobiliśmy, nie pozwoli nam na każdorazowe jego przełamanie. 

Niemniej mimo wszystko mi czasem ta wiedza pomaga. Bo ja zawsze jestem świadomy tego kiedy zaczyna się moja prokrastynacja, kiedy mam problem z rozpoczęciem robienia tego co mam robić i czasem w niektórych przypadkach mi to pomaga. Bo czasem sobie pomyślę tak – hej przecież ja postępuje zupełnie nielogicznie i od razu wtedy zmienia się moje nastawienie i zaczynam to robić. Problem jest taki, że to narzędzie rzadko się sprawdza

Kolejna kwestia może być nieco zaskakująca, ale wydaje mi się, że jest się w stanie przyzwyczaić do wykonywania trudnych rzeczy. W takim sensie, że jeżeli będziemy dziesiątki razy się przełamywać w trudnych momentach, to w końcu nabierzemy w tym można powiedzieć wprawę i się do tego przyzwyczaimy. Nie będzie to wtedy aż tak trudne zadanie, bo jeśli będziemy ten proces powtarzać wiele razy, to w końcu nauczymy się przełamywać. Wydaje mi się, że osobą, która doszła do takiego poziomu w tej kwestii jest David Goggins, który wydaje się nie mieć żadnych oporów przed wykonywaniem nawet najtrudniejszych rzeczy

Jednak to co w moim przypadku działa najlepiej to rutyna. Na przykład każdego dnia rano jem śniadanie, codziennie myję zęby. NIgdy nie zastanawiam się czy chce mi się to robić czy nie, tylko robię to z automatu. Niemniej jednak zauważyłem, że można do tego w taki sposób podejść do robienia czegokolwiek

Jeśli każdego dnia zaczynam wykonywać pewne czynności w określonej kolejności, to po pewnym czasie wchodzi to w nawyk i nie myślę czy mi się chce to robić czy też nie, tylko po prostu to robię, bo zawsze tak robię

Natomiast żeby wyrobić w sobie coś takiego potrzeba początkowo bardzo dobrej systematyczności oraz samodyscypliny, bo na to potrzeba trochę czasu aby wyrobić w sobie tego rodzaju nawyk. I to pomaga w momentach, w których brakuje nam motywacji, bo wtedy nie potrzebujemy już motywacji do robienia danej czynności, bo nawet o tym nie myślimy

Na przykład jeśli prawie codziennie trenujemy, to w końcu staje się to tak jakby częścią naszej tożsamości – jestem kolarzem, więc jeżdżę na treningi

Pojawia się tutaj jednak jeden problem, mianowicie gdy rutyna zostaje w jakiś sposób zachwiana, to ciężko później jest powrócić do takiego stanu automatycznego wykonywania czynności. Na przykład w moim przypadku w momencie gdy z różnych względów mój układ dnia się zmienia, to zaczynam się gubić. Nie wiem co mam po kolei robić, zaczynam o tym myśleć i właśnie wtedy zaczynają się największe problemy z prokrastynacją i tym, że mi się nie chce. Bo wtedy zaczynam właśnie myśleć, że mi się nie chce, a nie po prostu robię

Natomiast też jest się w stanie z tym poradzić w ten sposób, że gdy coś nam wypadnie, to możemy ustalić plan działania na ten dzień i się go trzymać. Bo jeśli ma się pewną rutynę, to nie myśli się co ma się w danym dniu robić, bo robi się to już z automatu, więc tak jakby działa się bez planu, więc gdy ta rutyna zostaje zaburzona i nie ma się planu, to można się pogubić

Z brakiem motywacji do wykonywania danych czynności zauważam też pewien problem. Mianowicie występują tutaj czasem pewne blokady w postaci czynności, które musimy wykonać zanim zaczniemy coś robić

Podam tutaj przykład. Zauważyłem, że największe problemy z prokrastynacją i tym, że nie chce mi się trenować mam w sezonie trenażerowym. Wiadomo jedna kwestia jest taka, że jazda na trenażerze jest nudniejsza niż na zewnątrz, ale w momencie gdy nie ma takiej opcji (w sensie jazdy na zewnątrz), to ja o tym nawet nie myślę. Pojawia się wtedy większy problem

Nie mam miejsca w domu, żebym mógł rozłożyć trenażer na stałe. Za każdym razem muszę go składać i rozkładać. Być może to nie zajmuje wiele czasu, ale gdy sobie pomyślę, że znów muszę to robić, to mi się odechciewa. Nie miałby żadnego problemu żeby zrobić trening, gdybym mógł od razu wskoczyć na rower, ale odkładam to na później tylko dlatego, że nie chce mi się rozkładać trenażera, a nie koniecznie jechać na trening

Podobnie jest jak łapie mnie deszcz. Deszcz oznacza jedno – mycie roweru. I na przykład na drugi dzień jak sobie pomyślę, że znowu będę musiał wykonywać tą czynność, której tak bardzo nie lubię robić, to zaczynam odkładać to na później i odechciewa mi się wtedy treningu, a w innym przypadku nie miałbym problemu żeby wskoczyć na rower i jechać na trening

I czasem właśnie jest tak, że takie drobne czynności potrafią nas blokować przed wykonywaniem danej rzeczy. Jest jednak sposób, na który możemy z tym walczyć. Kiedyś oglądałem taki filmik, gdzie przedstawiono pewien trik (https://youtu.be/lj5SzG4XHJo)

Mianowicie możemy tak wszystko zorganizować, aby maksymalnie ułatwić sobie rozpoczęcie wykonywania trudnej, ale pozytywnej dla nas czynności. Na przykład w moim przypadku byłoby to ustawienie trenażera na stałe. Wtedy nie musiałbym go rozkładać i składać za każdym razem, a rozpoczęcie treningu byłoby znacznie łatwiejsze i traciłbym przez to mniej czasu na prokrastynację

Natomiast jest wiele sposobów na jakie możemy sobie maksymalnie ułatwić rozpoczynanie treningów, ale to będzie zależało od przypadku każdego z nas. Każdy może dostosować to do siebie i do sytuacji w jakiej się znajduje

Ale z drugiej storny, to narzędzie może służyć nam do walki ze złymi nawykami. Na przykład, jeżeli mamy słabość do słodyczy jak ja, to jeżeli są one w domu, no to zawsze po nie sięgnę, ale nie ma opcji, żebym w przypadku gdy zachce mi się coś słodkiego poszedł do sklepu. Także może działać to też w tą stronę, mianowicie można utrduniać sobie robienie rzeczy, które mają na nas niekorzystny wpływ, co zwiększy prawdopodobieństwo, że ich nie wykonamy

Na koniec tej sekcji chciałbym nadmienić, że jest jeszcze druga rzecz, którą możemy nazwać motywacją. Tutaj chodzi o trochę inną motywację, tak jakby o motywy dla których wykonujemy dane czynności

Motywacją do wykonywania pracy mogą być pieniądze. Z drugiej strony motywacją do jej wykonywania może być nasza pasja, albo nasza wewnętrzna misja. Wiele rzeczy, które robimy, ma jakiś głębszy powód dla którego to robimy

I taka motywacja w kontekście uprawiania kolarstwa jest szalenie ważna. Musimy wiedzieć po co to robimy, żeby łatwiej nam było to robić. Bo w trudnych momentach, kiedy się nam najbardziej nie chce, gdy pomyślimy dlaczego właściwie trenujemy, to może nam to pomóc w wyjściu z tej sytuacji

Podam też taki przykład ze swojego doświadczenia. Przez jakiś czas chodziłem na siłownie. Ale nie pod kątem kolarstwa (nóg praktycznie nie ćwiczyłem), tylko raczej góry ciała. Ale w pewnym momencie pomyślałem sobie – ale po co ja tak właściwie to robię. Nie znalazłem, żadnego powodu, dla którego to robię i w tamtym momencie od razu przestałem

To co chcę przez to pokazać, to fakt, że jeśli nie mamy takiej wewnętrznej motywacji do wykonywania czegoś, nie mamy jakiegoś głębszego powodu dlaczego coś robimy, to może się okazać, że przestaniemy to robić w ogóle

Powodów dla uprawiania kolarstwa jest wiele. Może być to zdrowie, wyniki na wyścigach, poprawa swojej wydolności, chęć zrzucenia kilogramów, podróże, spotykanie się ze znajomymi podczas wspólnej jazdy i wiele więcej. Każdy może mieć inny powód dla którego trenuje, ale warto znaleźć taki dla siebie

Podsumowanie i moje osobiste wnioski

Dlaczego uważam, że te rzeczy są ważne w treningu kolarskim, skoro w ogóle go bezpośrednio nie dotyczą? Otóż posługiwanie się tymi narzędziami i posiadanie odpowiedniego nastawienia do uprawiania sportu, jest czymś co zwiększa znacząco prawdopodobieństwo odniesienia w nim sukcesu, zapobiega przedwczesnemu poddaniu się i pomaga utrzymać zdrowie psychiczne w dobrej kondycji

Jednak problem z tym wszystkim jest taki, że ja sobie mogę pisać, żeby być odpornym na porażki, nigdy się nie poddawać, nie patrzeć na innych, tylko skupić się na sobie, przywiązywać większą wagę do procesu aniżeli celów i efektów. Mówić czy pisać jest łatwo, znacznie trudniej zrobić

Na początku tekstu zaznaczyłem, że to o czym będę pisał to trochę hipokryzja. Bo pomimo, że ja te wszystkie rzeczy wiem, a nawet o nich tutaj piszę, to ja sam tak nie postępuje. Nie jestem w stanie tego wszystkiego zaaplikować w pełni. Po części jak najbardziej, ale jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie zanim będę w stanie tak postępować

To nie jest tak, że w ogóle to co robią i mówią inni nie ma na mnie wpływu (ale nie mam tutaj na myśli konstruktywnej krytyki, bo ona jest pozytywna), że jestem w stanie skupiać się w pełni na procesie, że odnoszone porażki mnie nie dołują

Niemniej jednak posiadanie tej wiedzy i próba zaaplikowania jej w praktyce pomaga mi, aby przynajmniej w większym stopniu być w stanie postępować według tych koncepcji, a to już jest zdecydowanie pozytywne

Na przykład kiedyś często bywałem tak, że jak mi nie poszło na wyścigu to wpadałem w furię i przez kilka dni byłem zdołowany. Teraz też czasem zdarza się tak, że porażka mnie przybije, ale aż tak bardzo już się nie denerwuje jak kiedyś i znacznie szybciej wychodzę z tego stanu

Bo trzeba mieć świadomość, że o ile te wszystkie rzeczy są raczej proste, nie ma tutaj nic nad wyraz skomplikowanego, to jednak ich realizacja w praktyce jest bardzo trudna

Źródła:

  1. How To Build Awesome Habits: James Clear | Rich Roll Podcast – https://youtu.be/s9uDVVWN_ZE
  2. Zasada SMART – https://mfiles.pl/pl/index.php/Zasada_SMART
  3. The Harder You Try, The Worse It Gets | Law of Reversed Effort – https://www.youtube.com/watch?v=-IlG32Pb43g
  4. Dlaczego im bardziej się starasz, im bardziej chcesz, tym gorzej wychodzi? | Free Flow – https://www.youtube.com/watch?v=Ek49vghzDnE
  5. Primoż Roglić. Historia chłopaka, który nauczył się, że kiedy upadnie, musi wstać i walczyć – https://sport.tvp.pl/49950967/primoz-roglic-stracil-zwyciestwo-w-tour-de-france-ale-to-wciaz-niezwykla-historia-bylego-skoczka-nauczyl-sie-ze-kiedy-upadnie-musi-wstac-i-walczyc-tvpsportpl
  6. Pickering, C., & Kiely, J. (2018). Exercise Response Efficiency: A Novel Way to Enhance Population Health?. Lifestyle genomics, 11(3-6), 129–135. https://doi.org/10.1159/000501206
  1. Prezentacja Louisa Passfielda “Science of Cycling: How to be an elite cyclist” – https://youtu.be/iUuwBfXDlTs
  2. Astorino, T. A., & Schubert, M. M. (2014). Individual responses to completion of short-term and chronic interval training: a retrospective study. PloS one, 9(5), e97638. https://doi.org/10.1371/journal.pone.0097638
  3. Bouchard, C., An, P., Rice, T., Skinner, J. S., Wilmore, J. H., Gagnon, J., Pérusse, L., Leon, A. S., & Rao, D. C. (1999). Familial aggregation of VO(2max) response to exercise training: results from the HERITAGE Family Study. Journal of applied physiology (Bethesda, Md. : 1985), 87(3), 1003–1008. https://doi.org/10.1152/jappl.1999.87.3.1003
  4. Scientific Triathlon – Training methods of Ethiopian runners with Michael Crawley – https://youtu.be/3OInPE69L0E 
  5. IT WILL GIVE YOU GOOSEBUMPS – Michael Phelps Motivational Video | Greatest Olympian of All Time – https://youtu.be/6wbSaAIOdYY
  6. Change Your Brain: Neuroscientist Dr. Andrew Huberman | Rich Roll Podcast – https://youtu.be/SwQhKFMxmDY
  7.  Use Laziness To Your Advantage – The 20 Second Rule – https://youtu.be/lj5SzG4XHJo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *